Wyjazd grupowy Ebro 2017 - Relacja
Witam wszystkich i po pierwsze bardzo przepraszam że napisanie relacji z naszego zlotu nad Ebro w 2017r trwało tak długo.
Powodów tej zwłoki jest sporo, niektóre osobiste a niektóre po prostu nie zależały ode mnie.
Dobrze się jednak stało bo gdybym tą relację napisał na gorąco to mocno wygarnął bym zarówno kilku uczestnikom ( raptem ze trzem co jest świetnym wynikiem jak na 30 osób ) jak i bazie gdzie byliśmy.
Oczywiście jak zwykle napisze dokładnie tak jak było, czyli bez koloryzowania więc de facto ta relacja nie wszystkim się spodoba ale też już z większym umiarem zamierzam to zrobić niż gdybym to napisał od razu po przyjeździe z wyprawy.
W relacji nie będzie wielu zdjęć bo i nie ma co pokazać. To jedno które wstawiam jest robione 200m od brzegu w miejscu gdzie kiedyś było 8m wody i gdzie wywoziliśmy zestawy.
Pierwsza niefajna na wyprawie rzecz zdarzyła się już na trasie w Niemczech. Ktoś przesadził z alkoholem i po prostu zarzygał dwa siedzenia. To nic że trąbiliśmy od dawna że w autokarze nie ma chlania, jakiś wieprz sobie z nakazów i zakazów nic nie robił bo przecież on jest najważniejszy i on może. Reszta chcąc nie chcąc musiała w tym autokarze znosić te aromaty i choć wsio koledzy za wieprza wyczyścili to jednak cała ta sytuacja wzbudziła niesmak.
Zabrakło najzwyklejszej przyzwoitości i umiaru. Jeden z uczestników po tej sytuacji dzwonił do rodziny żeby mu bilet z Paryża załatwili z powrotem do Polski a że to się nie udało to przez cały wyjazd miał humor jaki miał (nawet wybuchł) i jakoś teraz po czasie mu się nie dziwię.
Mimo wszystko w Paryżu po przyjeździe atmosfera była fajna i poznałem sporo naprawdę miłych i fajnych ludzi a także zobaczyłem wielu których już znałem z poprzednich wyjazdów. Tu okazyjnie wielkie podziękowania dla Kingi która o nic nie proszona chwyciła za ścierę i pomogło Kasi sprzątnąć dom przed wyjazdem do Hiszpanii ( rewanż wkrótce u nas w Paryżu bo my cenimy tych którzy mają serce).
Sama droga do Hiszpanii minęła szybko ( oprócz tego że wystrzeliła nam opona w autokarze 30km przed przyjazdem do bazy i tu wielkie podziękowania dla Radka który jako kierowca ciężarówki pomógł wymienić oponę) ale to co zastaliśmy budziło grozę. Wiedzieliśmy że woda spadła o kilka metrów i nic z tym oczywiście zrobić nie mogliśmy bo wyjazd planowany jest kilka miesięcy wcześniej ale mimo wszystko widok strumyka który kiedyś był rzeką przeraża.
To jednak nie było najgorsze. Najgorsze dopiero na nas czekało. Okazało się że w dzień naszego przyjazdu przestała działać jakaś pompa i wody w kranach albo nie ma albo leci breja brązowa o zapachu pelletu i chloru w ilości pozwalającej domniemać że był to sam chlor wymieszany z pelletem.
O ile taką wodą szło spuścić wodę ( wtedy kiedy w ogóle leciała) z kibla to mycie się w niej było odrażające i miałem cichą nadzieje że baza podstawi jakiś beczkowóz z czysta woda. Tak się nie stało i wielokrotnie do końca naszego wyjazdu wody brakowało ( tej brei a nie wody) a większość ludzi "kąpała się" z butelek które kupowaliśmy w Caspe. To była tragedia bo każdy wie jakie temperatury tam panują i ci co byli z nami w 2016r wiedzą jaka różnica była w standardzie życia.
Najważniejsze jednak żeby była woda w kuchni a tej nie było każdego dnia ( tak w kratkę) gdzie na sam koniec przed wyjazdem zmuszeni byliśmy zostawić burdel i nie pomyte gary bo po prostu nie było czym tego sprzątnąć i umyć.
Jakoś piątego dnia dowiedziałem się że nie ma po co afery robić bo jest wielki baniak wody ale po sprawdzeniu okazało się że z tymi żyjątkami i z tym zapachem to też ona się najwyżej do kibli nadaje.
Mocno spadło morale po czymś takim i praktycznie każdy uczestnik wyjazdu zrobił sobie fotki i filmy jak ta breja kapie ( bo o jakimkolwiek ciśnieniu można było zapomnieć) lub jak jej nie ma.
Oczywiście tych nieszczęść to tylko początek był zaledwie bo najgorsze nas czekało w kuchni która w sumie dla nas jest najważniejsza. Nikt nie raczył nas poinformować że zmywarka od marca nie działa i że Kasia i jej pomoc na miejscu oprócz gotowania będą miały kupę roboty dodatkowej. Gdyby ktoś nas uprzedził to wzięlibyśmy naszą z domu i wstawiało by się zmywanie zawsze kiedy woda dochodziła. Na pięknej 5 palnikowej kuchni gazowej działały normalnie dwa palniki ( największy i średni raz działały raz nie działały a ostatni w ogóle). Piekarnik udka robił 3h przez co wszyscy czekali 2h jak kołki na jedzenie ( w 2016r 4 działały normalnie, piekarnik też) i jak go włączały to wszystko inne działać nie mogło bo korki wywalało. Jeśli do tego dodamy brak wody który występował cyklicznie to była to dla Kasi masakra. Nawet w warunkach polowych po odpowiednim przygotowaniu było by jej łatwiej.
Oczywiście to nie wina bazy że siadła jakaś tam pompa ( choć powinni mieć na taką możliwość zapasowe wyjście a nie tylko stwierdzenie "to nie nasza wina" ) ale cala reszta owszem bo o sprzęt powinno się dbać i go konserwować a w szczególności mieć wszystko przygotowane kiedy przyjeżdża kilkadziesiąt osób. Kiedy przyjeżdża tak duża grupa to wszystko powinno być tip top a tak po prostu nie było.
Wszyscy mogli pozazdrościć warunków które miała druga część grupy która była zakwaterowana w bazie u Billa. Ta choć była niedaleko ( kilkaset metrów w linii prostej) to jednak podłączona była do innego wodociągu (właściciel zdecydowanie więcej za wodę płaci) i mieli czystą wodę cały czas a to już dużo zmienia.
Tu też od razu należy umieścić przeprosiny dla ekipy która dostała dopiero czwartego dnia "w pełni sprawną łódkę" ( bez wstecznego biegu ale przynajmniej nie gasła na wolnych) a przez poprzednie walczyli co chwila z gasnącym silnikiem i kilka razy byli holowani. Inni też składali zażalenia na stan łodzi.
Im bliżej terminu wyjazdu tym więcej wiedzieliśmy o stanie wody i pod koniec było już wiadomo że nie da się podpływać jak w poprzednich latach pod bazę ale tak naprawdę nie zdawaliśmy sobie sprawy jaki to koszmar będzie.
Tuż przed wyjazdem dowiedziałem się że łódki będą stały kilka kilometrów od bazy i to ja je w nocy mam pilnować co mnie niesamowicie rozbawiło ale całe szczęście ten pomysł zweryfikowano Haha
Co prawda tu baza stanęła na wysokości zadania i woziła ludzi na łowisko ( nawet tych których nie musiała czyli grupy 6 osób zakwaterowanych u Billa gdzie gość z bazy się po prostu na nich wypiął ) ale jeden Adam nie mógł tego zrobić tak jakbyśmy wszyscy chcieli. Musiał by się nie rozdwoić ale jeszcze raz się rozdwoić po rozdwojeniu. Efektem tego było ciągłe czekanie aż bus podjedzie a rekordziści na brzegu i ponad dwie godziny siedzieli. Co chwila ktoś na to narzekał a nie nie mogłem nic z tym zrobić. Zazwyczaj jednak bus był o wyznaczonej godzinie z tym że nie każdemu to pasowało i jak więcej ludzi chciało na raz pojechać to musieli czekać na następny kurs. Nie można więc stwierdzić że to było spieprzone a jedynie że gdyby w bazie były ze trzy osoby z prawem jazdy to w tak dużej grupie nie było by żadnego zgrzytu z tego powodu. Jedna z prawkiem i busem na 8 osób nie była w stanie tego ogarnąć poprawnie pomimo wielkich starań i harowania jak wół. Co miałem odpowiedzieć ludziom którzy się skarżyli że nikt im nie pokazał jak łowić z brzegu jak Adam orał od rana do nocy za kółkiem? Całe szczęście ze usiedli tak że wzajemnie sobie pomogli i dali radę ale nie zmieniło to nic skoro brań nie było.
Do samego końca łudziliśmy się nadzieja że będzie można gdzieś tam ostrożnie łódkami dopłynąć w zasięgu kilometra do bazy i jakoś przedrzeć się przez błoto ale jednak na nogach dojść do bazy. Nie udało się, Ebro nas i w tym wykiwało a efekt tego był dla nas wszystkich przykry.
Podsumowując to wszystko to baza absolutnie nie była przygotowana na przyjazd tak dużej grupy w tak trudnych warunkach. Nie wszystko jest jednak winą bazy, oni też zostali zaskoczeni tym wszystkim i spotkali się z czymś takim po raz pierwszy. My jednak mamy prawo czuć się zawiedzeni a ja jestem winien to wszystkim żeby bez koloryzowania przynajmniej najważniejsze sprawy i problemy opisać.
Oczywiście zaistniały też i inne rzeczy a tylko dlatego ze minęły ponad dwa miesiące o nich ze zwykłego umiaru nie napiszemy. Tuż po powrocie zerwaliśmy współpracę z bazą i gdybym ta relację napisał wyglądała by ona zdecydowanie inaczej a okraszona była by i zdjęciami i filmami które chluby bazie by nie przyniosły. Nie po to jednak współtworzyliśmy kilka lat tą bazę żeby ją teraz niszczyć, W tej bazie i tak się bardzo dużo na przestrzeni lat zmieniło na plus bo pewnie niejeden wspomina 2014r czy 2015 i co wtedy było. My jednak już nie zaryzykujemy i definitywnie wyjazdy nad Ebro jako zloty Forum Sumowe w tym roku się zakończyły.
Teraz coś od strony wędkarskiej.
Było równie koszmarnie i na wyjeździe padły dwa sumy ( słownie dwa. Jeden 187cm na woblera SOWA a drugi 150 z małym groszem na vertikal). Co prawda sandacze i karpie brały ładnie ale sumy to była porażka. Stan wody wywiał je daleko w dół rzeki a dostanie się tam we trzech na łódce z 15KM silnikiem zajmowało by chyba z godzinę albo i dwie w jedną stronę. Malo kto w ogóle przemieszczał się dalej niż 2km w dół rzeki.
Padło trochę maluszków do 120cm ale tego nawet liczyć nie można.
To jest kolejny powód naszej rezygnacji z wyjazdów nad Ebro bo tak naprawdę nigdy różowo nie było od kiedy tam jeździmy. Już w zeszłym roku w relacji napisałem że wędkarsko była to porażka ( choć baza na 5+ nas wtedy podjęła i uczciwie to opisaliśmy polecając ją) i nawet nie wiem jak nazwać w takim razie ten rok.
Z plusów można tyle wymienić że niektórzy uczestnicy pierwszy raz szkoleni z vertikala łowili potem swoje pierwsze sumy na ta metodę ( sumiki po metr czy 120) i tu gratulacje dla Jakuba który mając 12 lat szybko pojął do czego służy kwok. Innych plusów nie zauważyłem.
W całej historii naszych wyjazdów na tą rzekę która jest mekką suma w Europie i tak rozpala wyobraźnie raz z sumem było lepiej raz gorzej. Nie zmieni to jednak tego że ja sam z moim synem w 3 dni na Sekwanie łowimy więcej sumów niż jakikolwiek nasz wyjazd nad Ebro w 30 czy więcej osób przez tydzień choć jeździliśmy tam 7 razy. Ba, tyle sumów co złowiliśmy razem nad Ebro w tym roku to robimy tu na Sekwanie w jedno popołudnie i to takie krótkie.
Nie widzę więc już żadnych powodów żeby organizować tam nasze zloty i nie dość że często jest to masa użerania się i stresu na miejscu to do tego wędkarsko to nie powala.
Oczywiście waląc tonę pelletu do wody i mając odpowiednie stanowiska to jest to łatwe ale ilu z naszych zlotowiczy na to stać? Nie po to jedziemy na zasadzie podziału kosztów żeby potem wywalać tysiące euro do wody.
Zastanawiamy się nad zorganizowaniem zlotu nad Sekwaną ale do tego daleko gdyż organizacja znacznie trudniejsza. Ma to wielkie plusy, raz że bliżej i droga nie tak mecząca, dwa że upałów tu takich nie ma, trzy że jeśli wynajmiemy jakieś domy to łatwo wyegzekwować to za co płacimy na normalnym poziomie. Do tego na brak suma nie można narzekać, można łowić na żywca i posiada to wszystko ręce i nogi. Rodzina też ma tu co zwiedzać.
Są też minusy. Nie ma baz wędkarskich, problemy z wynajęciem łodzi i drożyzna. Jeśli jednak znalazła by się konkretna grupa to coś takiego moglibyśmy zrobić. Nie ma rzeczy których zrobić nie idzie.
Ostatnia rzecz która trzeba opisać to ekipa która pojechała.
Część się znała, cześć nie ale ogólnie tragedii nie było.
Warunki jakie zastaliśmy plus warunki na wodzie, brak brań i zmęczenie wszystkim tym jednak do tarć doprowadziło. Jedna ekipa się rozsypała, inna nawet poszarpała ( uważam to już za gnojstwo ze strony tego co rękę na kolegę podniósł) a morale było słabe. Ktoś się tam awanturował, inny chodził skwaszony cały wyjazd, bywa.
Większość jednak to wspaniali ludzie którzy przyjęli wszystko na klatę jak wędkarze a nawet niektórym się ten hard spodobał (podziwiam ich). Nie przebiliśmy tym razem ekipy marzeń z 2015 choć poznałem naprawdę sporo naprawdę fajnych ludzi. Z wieloma mam kontakt i pewnie nie raz się jeszcze spotkamy.
Odsetek "problematycznych" to 3 osoby czyli 10% całości i po czasie zważywszy na warunki i na wszystko co zastaliśmy to uważam ze to i tak dobrze że nie było na odwrót. Po trzech dniach oczami wyobraźni widziałem armagedon i tylko dziękować ekipie za to że go nie było i za to że wracaliśmy pomimo tego całego szamba w ogromnej większości z uśmiechem na ustach.
Podejrzewam że gdyby w kranach płynęła woda, gdyby poziom rzeki był wyższy, gdyby sum brał to nie było by żadnych zgrzytów. Bardzo źle ze wszystkim trafiliśmy.
Przykro mi że niektórzy z Was się zawiedli ale planując wyjazd kilka miesięcy wcześniej wiedzieliśmy tylko tyle że droga będzie ciężka i że będą upały i o tym napisaliśmy. To co nas potem spotkało to pech i to pierwsza taka sytuacja od lat jeśli chodzi o poziom wody. Reszta była z tym po prostu związana. My już nie zaryzykujemy wyjazdu nad Ebro nie tylko bojąc się że kiedyż spotka nas taki sam stan rzeki ale dlatego że na wiele rzeczy tam nie mamy wpływu.
Jeśli by się udało zorganizować taką eskapadę na Sekwanę to przynajmniej wiemy że nikt nam żadnego numeru nie wytnie i że każdy element wyprawy będzie zależał tylko od tego jak to przygotujemy sami a nie od innych.
Przedostatni punkt to kilka słów o bazach nad Ebro.
Oprócz tej do której od lat jeździliśmy jest ich sporo.
Od kiedy u Billa nie pracuje gość który się wypiął na ludzi i zostawił ich samych sobie żeby drałowali piechotą po kilkanaście kilometrów do łódki i z powrotem to może być kusząca oferta bo jest to z mi znanych najbardziej luksusowa i najtańsza jeśli jedzie więcej niż 3 osoby.
http://www.caspe-fishing.com/
Warunki najlepsze z baz które znam, leży jako jedyna nad samą wodą i bywa ze niektórzy dla zabawy spinningują z balkonu ( jak jest woda). Cenowo przebijają wszystkie bazy bo za 6 osobowa ekipę i za 750euro idzie wytargować a nawet bez targowania 1000 to i tak mniej niż 1800 w innych. Za przewodnika się płaci jak w każdej innej bo bez mamony to jedynie wskazywał gdzie jest łódka ( nie tragizując to norma bo inne bazy też przewodnika gratis nie dają). Duży minus to fakt że Bill nie rozmawia po polsku, tylko angielski no i nie wiem kto teraz za tego pajaca który wiecznie naćpany miał wszystkich klientów w dupie teraz tam jest. Dla Billa to wielki plus że on już tam nie pracuje.
Druga baza to baza św pamięci Roberta Nowaka. Rozmawiałem z nim po przyjeździe z Hiszpanii i obiecałem mu że i ją zareklamuje żeby ludzie mieli jakiś wybór. Niestety Robert zmarł miesiąc temu i jakoś nie wierze żeby ancymonek który już nie pracuje u Billa a który teraz ją prowadzi tam na miejscu trzymał się zasad które Robert tam przestrzegał. Mam nadzieję że właściciele nie pozwolą mu zrobić z tego meliny ( a może i sam po odejściu od Billa przemyśli i zacznie inaczej pewne rzeczy robić) choćby przez pamięć dla Roberta. Baza jest dobrze wyposażona i rozmawiają tam po polsku. Sami powinniście sprawdzić czy dobrze jest teraz prowadzona i czy jest godna polecenia. Tu link do bazy:
http://www.sumebro.pl/
Jak ktoś zna jakąś jeszcze, godna polecenia to po prostu napiszcie.
Ostatni punkt to podziękowania.
Dziękuje wszystkim za pomoc, wyrozumiałość i za to że pomimo tego wszystkiego co nas spotkało nie wracaliśmy pogryzieni jak psy. Dziękuję za wszystkie podziękowania już po wyjeździe ( raczej spodziewałem się wylewania żółci bo sam byłem załamany tym wszystkim).
Pameli ( Patrycji) dziękuje za to że moich szkrabów nie raz przypilnowała :)
Czesiowi Sowińskiemu za ufundowanie woblerów na konkurs ( nie chcesz wiedzieć za jakie wielkości je przyznawaliśmy beka ) bo znów największy sum padł na woblera Sowa.
Bazie dziękuje mimo wszystko i życzę żeby się dalej rozwijali (choćby za wożenie ludzi których nie musieli).
Krzysiowi za to że nie tylko nas nad Ebro woził tyle lat ale za całą dodatkową pomoc która była ogromna i mam nadzieję że uda się zrobić taki wyjazd nad Sekwanę bo to właśnie Krzysiu z nami na pewno by jechał.
Dziękuję wszystkim którzy widząc mnie w trakcie wyjazdu w stanie agonii mentalnej podeszli i powiedzieli " nie martw się, takie jest wędkarstwo, będzie dobrze".
Dziękuje też wszystkim którzy mnie wspierali przez tyle lat w tym co robiłem ( moja żona, przyjaciele) wiedząc że czasami próbuje zawrócić kijem Wisłę a jednak nie burzyli mojej wizji bo wiedzieli też ile mi to radości daje.
Jeśli coś pominąłem lub o kimś zapomniałem to przepraszam. Nawet tą relację pisze w biegu .
Pozdrawiam wszystkich i wiem że z wieloma z tych którzy przez te parę lat na naszych wypadach się przewinęli jeszcze się zobaczę.
Temat na forum:
Relacja ze zlotu Forum Sumowe nad Ebro w sierpniu 2017r
Przygotował Artur Betcher
dnia 30 grudnia 2017 20:44
To nie baza winna tylko organizator. Gdy się coś organizuje, to należy uzgodnić co i za ile? A jak się tego nie zrobi, to później wyskakują takie niespodzianki, gdzie jeden zwala winę na drugiego. Żeby nie zapewnić czystej wody w bazie to już szczyt chamstwa. Jak rozliczaliście się z właścicielem bazy -płaciliście z góry, spisywaliście umowę wstępną?