Wypadzik na Rodan | Forum sumowe


Portal ludzi z pasją tworzony przez ludzi z pasją

Po ilu dniach kobieta jest rytualnie oczyszczona od mę­ża? - Od własnego zaraz, od cudzego nigdy. Autor: Teano


Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Ostatnie Fotki

Sumik 131cm
Sum ok. 30kg
Sum ok. 30kg
Nowy popychacz pontonowy ;o)
Sumy na woblery Sowa
Dwa razy 2m+ na Sowę
Rekordowy sandacz na Woblera Sowa
Nasza moc w polaczeniu z Woblerami Sowa

Na forum na skróty

Wynajmę łódkę w Paryżu w celach wędkarskich i turystycznych

Wynajmę łódkę w Paryżu w celach wędkarskich i turystycznych Wynajmę łódkę w Paryżu w celach wędkarskich i turystycznych
Kliknij w obrazek żeby zobaczyć szczegóły

Witamy na stronie poświęconej rekinowi słodkowodnemu ;)

Na tym forum dowiecie się jak złowić suma, jaki potrzebujecie sprzęt do tego celu, jakich metod najlepiej użyć do łowienia tej ryby, a także zobaczycie duże sumy łowione przez naszych użytkowników, rekordowe sumy w Polsce i na świecie i wiele innych informacji dotyczących Suma Europejskiego i nie tylko. Zapraszamy wszystkich do zarejestrowania się i aktywności na Naszym Portalu.

Wypadzik na Rodan

sierpnia 02 2011 Bez kategorii Artur Betcher
Witam.

Wyprawę na Rodan opisuję w skrócie i z wielkim opóźnieniem. Niestety brak czasu nie pozwolił mi wcześniej podzielić się z Wami przeżytymi chwilami.

Sam wyjazd w naszych głowach pojawił się na kilka dni przed końcem szkoły. Była to wyprawa zarówno bardzo spontaniczna jak i nieprzygotowana. Przy okazji sam miesiąc lipiec również nie jest dobrym miesiącem na takie eskapady.
Nawał sprzętu, który zabraliśmy ze sobą o mały włos uniemożliwił nam zapakowanie własnych tyłków ;)



Dodatkowo kupiłem żywca w sklepie u chińczyka, wydając na niego jak i na tlen w proszku małą fortunę (żaden nie dojechał żywy).
Finalnie w wyprawie uczestniczył Radek - mój syn, Łukasz - alias Su_mik, Piotr - alias Koz@k no i ja.
Po drodze znaleźliśmy zjazd na "Miasto Prywatne" :D



Podróż nie była uciążliwa. Już po drodze kilka razy mijaliśmy Rodan, co przyprawiało o szybsze bicie serca :).



Z kilometra na kilometr przybliżaliśmy się do wody oraz czekających znajomych na szczęście znających tamtejsze tereny i wody. Zapowiadało się całkiem nieźle, aż do chwili przyjazdu na łowisko bardzo wczesnym rankiem:)

Znajomi ostrzegali mnie przed zmasowanymi atakami komarów małymi grupkami po milionie, ale zaopatrzeni w środki na komary czuliśmy się pewnie. Tak się czuliśmy tylko do chwili, kiedy Radek pomimo środków ścierał po kilka komarów z twarzy. Żal było patrzeć, cały był pogryziony. Zestawy, które zdążyliśmy zarzucić, ściągaliśmy pospiesznie już po 2 godzinach - my mogliśmy z tym żyć (choć i dla nas było to extremum), to ja absolutnie nie mogłem narażać Radka.
Opuściliśmy więc szybciutko miejscówkę i pomimo jej potencjału (Piotr w krótkim czasie nałowił sporo żywca średnich rozmiarów), udaliśmy się na Rodan właściwy.
Miejscówka którą opuściliśmy to kanał niedaleko Małego Rodanu który choć posiada tylko 1 do 1.5m głębokości kryje 230cm potwory. Nierzadko wyciągano na nim sumy powyżej 2m, kilkakrotnie w ciągu dnia na średniej głębokości 80cm - można sobie wyobrazić tą walkę, zdecydowanie jest piękna.
Droga, rozkładanie i pospieszne zbieranie gratów skutecznie nas wykończyły. Nie byliśmy mięczakami w skupieniu przejechaliśmy następne 80km na właściwy Rodan, na którym na szczęście komarów nie było. Łowisko było na zaskoczyło - warunki ekstremalne - strome skarpy, brak miejsca, a także pływy utrudniające pływanie zapowiadały fajną zabawę. Z tego łowiska rekordowy sum miał 242cm tak więc byliśmy pełni nadziei. Jedynym kłopotem był niezbyt przyjemny wiatr, który nas niepokoił - wyjścia nie mieliśmy, czas uciekał, a trzeba było się rozbijać.



Niestety jak tylko się rozbiliśmy z wiatru zrobił się wicher i samo wywiezienie zestawów było prawie niemożliwe, ponieważ powrót na elektryku pod prąd wręcz przypalał kable, które chłodziłem wodą. Złowienie żywca również graniczyło z cudem, bo wietrzysko przewracało wędki ze stojakami, takiego obrotu nie przewidywaliśmy ale co można było zrobić, kiedy do domu mieliśmy 700km.


Mimo wszystko jakoś udało się wywieźć zestawy ... zaczęło się oczekiwanie. Tu należy wspomnieć, że łowisko było jeszcze bardziej trudne, niż zakładaliśmy. Przez 80 do 120 pierwszych metrów woda miała 50cm do 1.5m miejscami sięgając do 2.5m. Tuż za tą "głębią" był pas kamieni gdzie wypłycało się na 70cm gdzie dopiero tam prawdziwa "otchłań" - 7 do 12m kryła nasze obiekty westchnień. Tam trzeba było wywozić zestawy na 150m i oznaczało to, że od chwili brania plecionka szorowała po kamieniach, aż do chwili przewalenie suma przez ten pas kamieni.
Pierwsze branie w dzień ledwo usłyszeliśmy przez wiatr. Oczywiście sum zakleszczył się w usypisku kamieni 100m od brzegu. Popłynęliśmy po niego. Powrót z ryba był katorgą, wicher bez ustanku znosił nas z nurtem.
Po dopłynięciu do brzegu nikt nie miał siły mierzyć i ważyć... mógł mieć w granicach 150cm. Dodatkowo tak się zahaczył, że kotwica przebiła którąś z żył głównych i mocno krwawił. Niedługo potem padł, wielka szkoda.



Ciężko jest patrzeć na taki obraz i dyskutować przy tym obłudnie, że wędkarstwo jest etyczne bo "szlachetnie" ryby wypuszczamy. Wszyscy wiemy, że jest to czysta zabawa cierpieniem stworzenia.
Gdzie szukać etyki? - podczas wypuszczania czy podczas skracania cierpienia. Nie będę tu nikomu nic udowadniał. Ocenę sytuacji składam na barki Waszego sumienia. To Wy powinniście sami wiedzieć co zrobić z rybą przez siebie złowioną. Z rybą, która jak ta oddała życie dla mojej przyjemności i zabawy . Do końca też nie wiem czy byłem na tyle etyczny że "darując" jej życie przez wypuszczenie zaskarbiłem sobie szacunek u Stwórcy. Ryba wykrwawiła się walcząc o życie w wodzie, bo ktoś ustalił sobie zasady... Zasady, że lepiej będzie nie patrzeć na śmierć ryby, tylko ją wypuścić by zdechła w oddali - to takie etyczne i miłosierne. I w całym tym złym i bezdusznym świecie, to on Etyk będzie świecił jak Gwiazda Polarna pokazując drogę tym Złym, co z szacunku dla ryby nie pozwoliliby jej cierpieć, a dziękując "duchom wody" i przepraszając zarazem skróciliby jej męki.
Z drugiej zaś strony Zły mógłby zacząć sobie tłumaczyć, że ta ryba na pewno zdechnie i to właśnie przez skrócenie jej męki okaże się tym lepszym..."Ostatnim Mohikaninem" dobijającym zwierzynę z modlitwą na ustach.
Jest to bardzo trudna sytuacja, bo gdybym nie łowił wcale to ryby bym nie skrzywdził...tu byłbym etyczny, ponieważ nie bawiłbym się życiem. Nie zabiłbym żywca, który od suma różni się tylko mniejszą wagą mięśni, które posiada, nie okaleczyłbym suma wbijając mu dwa lub trzy haki w gardło.
Łatwo jest też kogoś oceniać siedząc w fotelu, a swoją postawą nic nie udowadniając. To zwłaszcza Ci najchętniej podnoszą kamień, a później od wszystkiego umywając ręce zapierają się, że to nie oni...
Nie rozpatrujmy etyki w odniesieniu do wielkości ryby. Sum jako stworzenie niczym nie różni się od przynęty, czyli leszcza na którego go łowimy. Suma z namaszczeniem wypuszczamy trąbiąc o etyce, na krew mówiąc NIE...a co Wielcy Etyczni i Prawi z żywcem, którego zabijacie z przyjemnością? Nie liczy się bo mały?
Nigdy nie twierdziłem, że to co robię ma coś wspólnego z etyką, nie zakrywam się tym fałszywym płaszczykiem, po prostu łowię bo to lubię i umiem się przyznać do tego że nie potrafię przestać.



Powróćmy tu do relacji :)
Brak żywca i wichura sprawiły, że pozostał tylko jeden żywiec na wywiezionym w głębię zestawie. Pod wieczór, tuż po zachodzie słońca detektor przebił się przez wiatr oznajmiając branie. Nie zastanawiałem się nad wypływaniem, bo nie wróżyło to nic dobrego więc siłowo, odpowiednio pompując podjąłem udaną próbę przedarcie suma przez wał kamieni. Jego spektakularne wybryki na wale, były wręcz emocjonujące, udało się dociągnąć go do brzegu. Nie mierzyliśmy ryby, a waga wskazała 34kg. Na oko daliśmy 170cm z groszem.



Wiedzieliśmy, że tu nie połowimy i to nas martwiło. Wiatr był tak porywisty, że chwilami obawiałem się o nasze bezpieczeństwo. Znajomi Tomek i Jarek mieli nas odwiedzić następnego dnia, żeby wymyślić coś w zastępstwie na pozostałe 2 noce.
Piotrek obstawał nad powrotem na "Komarownię" lecz nie mogliśmy narażać Radka, dla którego i jedna i druga wyprawa była nieciekawa, bo nie mógł pływać w takim wietrze z tatą pontonem. Doszliśmy zatem do wniosku, że spłyniemy 3km rzeką nad spokojniejsze i osłonięte od wiatru miejsce. Znowu pakowanie i znowu w drodze. Część gratów spłynęła pontonem, który przy tym wietrze nie potrzebował napędu :)
Po dopłynięciu ukazało się na echosondzie płytkie karpiowe łowisko, i znów trzeba było się rozbijać.
Pocieszające było to, że kamieni do zrywek mieliśmy pod dostatkiem i nazwaliśmy to miejsce "Zrywkowym Rajem" :)



Brak wiatru i sielanka dały dobry nastrój na godzinę. Po tym czasie nagle się zmieniło zaczęło dmuchać i choć nie było tak porywiście jak poprzednio trochę smuciło. Tutaj z żywcem problemu nie było bo wielgaśne karasie, płocie i leszcze brały jak na zamówienie.





Do teraz zastanawiamy się co to była za ryba:







Jedyne co mnie martwiło to brak jakichkolwiek zagłębień, to nie była sumowa miejscówka i jak się potem okazało przez 2 noce mieliśmy tylko jedno mdłe branie na kilowego karasia.
Ostatnią noc siedzieliśmy z Radkiem i Łukaszem sami, gdyż niepocieszony Piotr nie wytrzymał i pojechał do "Komarowni" sam.




Noc dała nam następny zimny prysznic w postaci deszczu, a w dodatku ani u nas ani u Piotra nie było nawet puknięcia (poza tym, że Piotra puknęły setki komarów i siusiu musiał robić metodą partyzancką :D)
Pokonała nas pogoda, ale kto mógł przypuszczać, że na Rodanie będzie wiatr 55km/h i komarów więcej niż Chińczyków na Małym Rodanie :)
Dwa dni później zadzwonił Jarek z informacją ze na "Komarowni" z 80cm wody w jeden dzień wyciągnął 3 sumy: 214cm, 208cm i 189cm na dowód czego wysłał mi zdjęcia :)

Podsumowując wyjazd, nie możemy go zaliczyć do nieudanych, gdyż dowiedzieliśmy się o bardzo wielu rzeczach, które będą procentować w przyszłości, następnym razem. Wiemy też, że najlepsze miejscówki na Małym Rodanie i bagnach są tak zakomarzone, że żadne specyfiki tu nie zadziałają. To nie wypad dla rodzin, niestety następnym razem Radek będzie musiał zostać w domu.
Piotrek połamał swój pierwszy sprzęt na sumie tak więc chrzest przeszedł :D



Dla urozmaicenia i pełni zachwytu sfotografowaliśmy również trochę unikatowej fauny i flory:







A Radek nudę zabijał robieniem autoportretów :)



Pomimo niesprzyjających warunków na rzece ruch był duży, zarówno w ilości zasiadek stacjonarnych jak i na wodzie.
Oprócz nas nikt nie odnotował żadnych ryb w tym czasie. Jedynie jedna z wielu ekip na łodzi złowiła na kwok suma 130cm. Patrząc przez pryzmat reszty, możemy się pocieszać, że to świetny wynik 2 sumy. Z drugiej strony przyjechaliśmy przecież na ten słynny Rodan nie po to, żeby się pocieszać.
Jedno jest pewne, wrócimy tam w lepszym terminie, mając za sobą bagaż doświadczeń z pierwszego wypadu, będąc odpowiednio nastawieni, zaopatrzeni i przygotowani.

Na pamiątkę zabrałem do domu kamień ze "Zrywkowego Raju" choć serce by chciało zabrać sam Rodan :)



Na zakończenie pragnę wszystkim którzy się przyczynili do naszego wyjazdu serdecznie podziękować.
Przede wszystkim Tomkowi i Jarkowi którzy na miejscu okazali nam wiele serca i cierpliwości i sami od siebie tułali się z nami z miejsca na miejsce, byle nam pomóc. Mało takich ludzi znam i darze ich nie tylko sympatią ale też ogromnym szacunkiem.
Podziękować też chcę całej ekipie, bo zgranie nasze zaowocowało w tak fajną przygodę. Szybka myśl, szybkie pakowanie i szybki wypad obeszły się bez zgrzytów i przy serdeczności wszystkich. Następnym razem będzie jeszcze lepiej.
Na zakończenie podziękować chce Radkowi, który przez takie a nie inne warunki nie połowił, a mimo to nie uskarżał się.
Zapomniał bym też o mojej Pani, która to nas tak dobrze zaopatrzyła w ciepłe posiłki, że dzięki niej wróciliśmy żywi :)

Duże podziękowania dla Scroo za poprawę i zredagowanie surowego tekstu jak i dla Hunta za pracę włożoną w ten news jak i we wszystkie poprzednie.

Mamy też jakiś materiał filmowy ale ten musi poczekać na odrobinę czasu na montaż.

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i połamania kija :)

Do komentowania materiału zapraszam na forum czuli tu: Wyprawa na Rodan

Przygotował: Avallone


Aktualnie online

Gości online: 22

Użytkowników online: 0

Łącznie użytkowników: 8,323
Najnowszy użytkownik: RadekZrywka

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

25 marca 2024 16:00
Dziekuje Artur za odpowiedz. Smutne jest jak ten czas szybko leci Smutny

31 stycznia 2024 10:10
Od dwoch lat nie lowie bo nie mam czasu. Innych nie kupikem, te sa swietne. Kupilem w zeszlym roku dwa dodatkowe pod inna nazwa. wieksze szpule do stacji maja, 12000 model.

23 stycznia 2024 21:57
Dzien Dobry, Artur i jak po 3 latach uzytkowania spisuja sie Twoje Lurekillery? co sie w nich zuzylo? jakies luzy czy cos dostaly? czy moze wysiadly i krecisz juz z synami czyms innym? bardzo prosze o

14 listopada 2023 19:06
Chodzi o polskie znaki, bez nich jest ok, polskie wywalaja wssio.

14 listopada 2023 19:05
Forum wykrzacza siÄ™ i nawet technik nie zrobil tego jak nalezy,

16 października 2023 20:03
Artur, zrobîe̛ du̟o dla wędkarsywa sumowego w Polsce, pamiętam, i dziękuje, pozdrawiam

14 października 2023 12:29
Witajcie kochani Usmiech Haha

14 października 2023 12:29
Witajcie kochani Usmiech Haha

02 października 2023 22:00
Witam po 4 latach nieobecności

29 czerwca 2023 17:51
Te forum to matka wiekszosci sumiarzy w Polsce Usmiech

Archiwum shoutboksa

Urodziny!

Nasz baner

Forum Sumowe - portal sumowy
Wygenerowano w sekund: 1.53
51,531,235 unikalne wizyty