Witajcie. Nie wiem od czego zacząć , ale może po kolei :
Jak w każdą niedzielę, pojechałem z moim kolegą z forum sumowego i jego
ojcem pospinningować nad Odrę. Była godzina czwarta rano, kiedy popłynęliśmy poszukać jakiejś ładnej główki, gdzie można by spodziewać się szczupłego. W tym też momencie zauważyłem w nurcie płynący, sam nie wiedziałem co, kij lub może wędkę - nie było wiadomo. Gdy byliśmy już koło tej rzeczy zauważyłem, że to wędka z kołowrotkiem, która płynie pod prąd. Dziwiło mnie trochę, że nie utonęła, ale ta wędka za nic miała prawa fizyki i cały czas płynęła pod prąd. Chwyciłem kij i mocno zaciąłem. Niepotrzebnie, bo poczułem na kiju mocne szarpnięcie i po sprawie. Szkoda... Żyłka główna miała może 0,20mm, przyponik taki sobie też z żyłki, myślę sobie, że tego dnia ktoś miał pecha, bo widać że kij i kołowrotek prawie nowy. Schowałem kij pod ławkę i popłynęliśmy poszukać ładnej łachy.
Parę rzutów i nic. Po chwili mam ładnego szczupaczka, który wraca do wody, ma 47cm. Zakładam większego wobka, którego daje mi kolega i po chwili mam drugiego szczupaczka - ładniusi 54cm. Stwierdzamy, że jest już taka godzina, że możemy wrócić do auta i zjeść śniadanie. Gdy dopływamy do brzegu widzimy, że oprócz ojca kolegi ktoś jeszcze jest na brzegu. Nigdy w życiu nie powiedziałbym, że ten gość opowie nam historie swojej wieczornej zasiadki jak to ryba wzięła mu w nocy i ostatnią rzeczą którą zobaczył po braniu było, jak jego wędka wypada z podpórki wprost do wody. Jaka była jego radość gdy powiedziałem mu, że mamy kij w łajbie który pływał pośrodku rzeki.
Oddałem mu wędkę i widziałem jak bardzo chłopak się cieszył, bo to był jego nowy nabytek na który musiał ciężko zapracować, a w okolicy nigdzie nie ma pracy.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak potoczy się ten jakże słoneczny dzień.
Wskoczyliśmy do łódki i popłynęliśmy dalej spinningować. Zakotwiczyłem łódź na napływie i po chwili, no nie wiem ile, może po pięciu, góra dziesięciu minutach, na główkę weszło paru jegomości, którzy nie byli przychylni naszemu wędkowaniu. Ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w d.....: Pod naszym adresem jeden z nich miał dziwne uwagi, mimo że nie zrobiliśmy nic co dało by im pretekst do pyskówki, bardzo nie lubię przepychanek na rybach, a chamstwa tym bardziej. Przecież gdyby się spytali czy odpłyniemy dalej o jedną główkę, to nie byłoby z mojej strony najmniejszego problemu.
Założyłem kopyto Relax 5, rzuciłem tak od niechcenia i tuż po paru obrotach na moim kiju czuję potężne szarpnięcie. Gdyby nie pazur na kiju, wędka podzieliłaby los kija, który znalazłem. Odjazd jest tak widowiskowy, że nawet Panowie, którzy rozkładali sprzęt na główce, bacznie obserwując, przez krótką chwilę nie wiedzieli co się dzieje. Kolega chwyta aparat i zaczyna nagrywać film, bo nie co dzień zdarzają się takie rzeczy nad Polskimi wodami...
Na brzegu widać jak krew zaczyna buzować pozytywnie naładowanym wędkarzom, a po chwili nad wodę dosłownie wyskakuje sum. Jest ogromny. Nie bardzo wiem co się dzieje, dopiero po chwili, kolega Krzysztof daje mi do zrozumienia, że zaczynam panikować mimo, że wydaje mi się, iż panuje nad całą sytuacją. Sum muruje bardzo gwałtownie, kolega odpływa od brzegu, żeby nie pozwolić rybie zerwać plecionki 0,20, którą mam na kołowrotku.
Walka trwa może z 25min, podbieram suma do łodzi i szybko do brzegu, żeby go zmierzyć, miarka pokazała 176cm waga 37kg. Jest to mój nowy rekord w spiningu.
Bardzo krótka sesja zdjęciowa i ryba trafia do wody mimo, że na brzegu było już kilku gości, którzy niezbyt przychylnie patrzą na to, co chcę zrobić ze złowionym sumem, pada nawet propozycja kupienia ryby ode mnie. Bardzo mnie to oburzyło i od razu dałem do zrozumienia że nie ma mowy. Gdzieś pośród gapiów znalazł się znawca, który stwierdził, że on by wziął, bo przecież sum już jest po tarle. Pozostawiam to bez komentarza. Wypuszczam rybę do wody, przez chwile widać potęgę, która drzemie w tej przepięknej rybie. Ryba odpływa w bardzo dobrej kondycji, gdyż fotki ograniczyłem do minimum .
Jest już około godziny dziewiątej, wszyscy jesteśmy ogromnie szczęśliwi, a do końca naszej wyprawy pozostało jeszcze około godziny. Kolega postanawia, że popłyniemy jeszcze na małą godzinkę i wrócimy się pakować. Po dopłynięciu już w inne miejsce, kolega spinninguję , a ja zamiast tego oglądam fotki sumka i jestem bardzo szczęśliwy z faktu udanego holu przepięknej ryby. Po chwili chwytam kij i rzucam w stronę nurtu, gdzie jest dość wartki prąd i tak parę razy. Znowu czuję na kiju mocne szarpnięcie, zacinam i znowu jazda na maxa. Kolega chwyta aparat i kolejny hol ryby zostaje uwieczniony. Walka trwa około piętnastu minut, a sum wydaje się o wiele większy niż poprzedni. Przepięknie wyskakuje nad wodę, co zwraca uwagę innych wędkarzy, którzy widzieli poprzedni hol. Wciągam rybę na łódź i gazu do brzegu , na brzegu czeka na nas już ojciec kolegi, który nie może uwierzyć w to co widzi. Jest też chłopak, któremu oddałem znaleziony w rzece kij z kołowrotkiem i nie może przeżyć, że nie widział tamtego pierwszego suma, bo pocztą pantoflową dowiedział się, że ktoś złowił dużego suma.
Mierzymy suma ma 155cm i wazy 26 kg.
Ryba ląduje w wodzie, a chłopak któremu oddałem kij, mówi mi, że pierwszy raz w
życiu widzi jak ktoś wypuszcza tak wielką rybę i ma dla nas wielki szacun - przybijam z nim piątkę. O godzinie jedenastej wracamy do domu. Jesteśmy bardzo szczęśliwi i jeśli fart mnie nie opuści w nadchodzącym sezonie, to nieraz jeszcze napiszę dla was relację z wędkowania.
Polska rzeka, która jak widać ma w sobie wielki potencjał mimo, że tak wielu z nas nie potrafi uszanować przyrody i zdrowego rozsądku nad wodą.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Fikaj
P.S. Życzę każdemu takiej przygody.
Specjalne podziękowania dla mojego sternika a zarazem kumpla który rewelacyjnie sterował łodzią podczas holu i pozdrowienia dla Andrzeja któremu ryba porwała kij.
Cała relacja wraz ze wszystkimi zdjęciami dostępna na forum czyli tu:
Fotorelacja z rekordu połowu suma na spinning
Przygotował: Fikaj