Wyprawa sumowa do Hiszpanii - Lipiec 2012
Witam wszystkich:)
Chciałem się podzielić moją relacją z drogiego wyjazdu na Ebro :)
Więc zaczęło się 12 lipca
przyjazdem do Piotrka Szalajko którego poznałem rok temu.
Pierwszy dzień poświeciłem na skompletowanie całego potrzebnego sprzętu, którego nie dostałem w Irlandii,
plecionki na suma potrzebnej nam,
ołów itp. Po zapoznaniu się z sytuacją na łowisku stwierdziliśmy ze cała miejscówka jest zajęta przez Anglików, więc postanowiłem zaczekać parę godzin na kolegów od Kike i razem z nimi wybrać się na poszukiwania dogodnego miejsca. Tak też się stało, wybraliśmy miejsce zaraz po lewej, przy wjeździe na drogę do Chacon pomiędzy Caspe i Chiprana. Koledzy głównie nastawiali się na
łowienie karpia i muszę powiedzieć, że rozmiary łapanych przez nich karpi przerosła moje oczekiwania.
Metrowy karp to był standard i około 5-10 sztuk dziennie
A u mnie pierwsza noc łowienia była bez owocna, żadnych brań. Druga noc tak samo, w dzień nie łowiłem, było mi zbyt ciepło. Nie byłem w stanie robić niczego innego oprócz siedzenia w basenie z rodzinka:)
W piątek zrobiłem jeszcze raz rozeznanie jak sprawy wyglądają z miejscem nie daleko willi Piotrka i ku mojemu zdziwieniu wszyscy Anglicy już wyparowali. Super!!! - krzyknąłem, moje ulubione miejsce było wolne.
Szybko udałem na stare miejsce aby zebrać sprzęt. Piotr zaproponował, że jak chce może mnie zabrać na Escatron. Jest to miejsce kilkadziesiąt kilometrów w górę rzeki. Ebro wygląda tam zupełnie inaczej, zielone brzegi, rzeka na około 20-30 metrów szerokości i jest płytko, że z samym spiningiem wybraliśmy się na spacer. Po 10 minutach połowów, na wędce melduję się już pierwszy sum około 120cm. Zabawa na 102!!! Złapał się na bardzo lekka wędkę sandaczowa. Łowimy dalej, w pewnym momencie słyszę krzyk Piotrka - k... Odwróciłem się z pytaniem co się stało i w tym samym momencie już wiedziałem - sum wpakował mi się w nogę pyskiem i o mało się nie posrałem.
Później złapaliśmy jeszcze jednego malucha. Postanowiliśmy zabrać ryby i poprosić Williego (kucharz z Czech), żeby je dla nas przygotował. Po kolacji wywieźliśmy zestawy i zaczęło się picie, jaja jak berety! Ja, Hiszpan (Kike) - rozmawiający łamanym polskim i Czech - każdy może sobie wyobrazić te rozmowy...
Następnego dnia rano obudził mnie Willy, który już trzymał moja wędkę. W mgnieniu oka się pozbierałem i odebrałem kij, po doholowaniu okazało się, że to był
karp 95 cm. Super, ale ja karpi nie lubię łapać... Szybkie foto i do wody. Po emocjach poranka, siedząc na brzegu zauważyłem, że ktoś kręcił się na skarpie. W pierwszym momencie nie poznałem kto... Siedzę dalej i nagle usłyszałem swój język i już wszystko było jasne - to był Janusz z żona i Poldek. Super! Ucieszyłem się, że przyjechali. No teraz się zacznie pomyślałem, bo moje doświadczenie z sumami w porównaniu do ich doświadczeń jest raczej znikome. Szybki browar wywózka zestawów i czekamy. Jakiś czas później przypomniałem sobie, że muszę zabrać dzieci na lody i zakupić parę rzeczy na wieczór i wybrałem się do miasta. Po powrocie trochę głupio mi było, że zaprosiłem kolegów, a potem wyparowałem na zakupy. Gdy przyszedłem, Janusz tylko pokazał ręką i powiedział "idź zobacz". Na linie siedział już piękny jasny sum o długości 210 cm (
zdjęcia na blogu Janusza). No cóż powiedziałem, że to moja strata :( Reszta dnia minęła spokojnie, a w niedziele ekipa zbierała się już do domu (widzimy się za rok!!!).
Pierwsze dni nowego tygodnia minęły spokojnie, same przedszkolaki 150-180cm, do czasu aż do naszej ekipy dołączył Piotr Herominek - dla tego chłopa szacuneczek, pierwszy raz przyjechał na Ebro, raczej na rozeznanie - jak to się robi i z czym to się je. Podczas gdy ja wieczorem robiłem wywózkę on tez przygotowywał swój zestaw, który miał zamiar wywozić na małym pontonie, podpłynąłem powoli łodzią, poprosiłem żeby podał linkę i zaczęliśmy ciągnąć go za sobą - daliśmy mu trochę extra emocji:) Zaraz po ustawieniu wszystkich wędek, zamontowaniu dzwoneczków, świetlików i wyregulowaniu kołowrotków, usiedliśmy do piwka:) Kike kupił jakieś mocne piwko 8%, oj kopało! Piotr nawet nie czuł komarów, które cięły jak... A on w samych majtasach siedział. Po 3 puszkach (tak mi się wydaje) udał się szlakiem węża pilnować wędek, oddalonych gdzieś 50 metrów do nas. Było około drugiej w nocy kiedy usłyszałem charakterystyczne "dzyn dzyn" - jak by święty Mikołaj przyniósł prezenty. Krzykiem powiadomiłem wszystkich (Siruli pika!!!!!) i pobiegliśmy zobaczyć co się dzieje. Piotr stał chwiejąc się (oj bardzo), jedna ręka trzymał wędkę, a druga skręcał korbkę kołowrotka i dalej dokręcał hamulec. Miał dużo szczęścia, że sum nie wyrwał mu wędki z rak.
Wszyscy zaczęliśmy dawać mu rady, żeby nie stracił ryby i po kilku minutach, bardzo szczęśliwy miał już w swoim uścisku pięknego dwumetrowca. Super jak na pierwszy raz!!!! Emocje opadły z upływem czasu, wszyscy wróciliśmy pod śpiwory i kima. Parę godzin później obudziło mnie branie karpia, jak na
Ebro standard - 1 metr i w momencie kiedy go wypuszczałem - SZLAK! Na drugiej wędce okrutne szarpanie, biegnę, zacinam - ufff... - pomyślałem, zaraz potem "zzz...", kołowrotek szaleje, terkotka pięknie wydobywa z siebie dźwięk, sum wybierał plecionkę jak głupi, 4-5 odjazdów, każdy jakiś 15-20 metrów, myślałem raz że już nie dam z nim rady! Raz on raz ja! W końcu po 15 minutach ukazał się wielki garb, wszyscy osłupieliśmy, jaki grubas. Ryba miała 221 cm długości i podejrzewam, że ponad 1 metr obwodu i na 85 kg. Waga nam zwariowała pokazując "ERROR".
Po tym holu byłem całkiem spełniony. Już tydzień po urlopie ale i tak jeszcze dziś sprawdzę loty na następny raz.
Filmy z holu ryby Piotra i mojej zamieszczę za jakiś czas na YouTube.
Pozdrawiam.
Przygotował Tajfun