Wyprawa nad Caspe 2007 by Paco ;)
Zbiornik zaporowy Caspe ( Hiszpania, Aragonia) utworzony został na
rzece Ebro, która wypływając z Gór Kantabryjskich, wpływa po 910 km do Morza Śródziemnego. Teren zalewiska ma powierzchnię 80 km2 i średnią głębokość 6-10 m.
Rybostan Caspe jest szacowany na ok. 5 mln sztuk czarnych bassów, 5 mln sandaczy, 33 mln karpi i 5 mln sumów - co gwarantuje nie lada emocje!
Na naszą wyprawę zdecydowaliśmy się jeszcze w listopadzie 2006 roku.
Od tamtej pory zbieraliśmy ogólnie wszystkie dostępne informacje, które mogłyby nam pomóc w złowieniu ryby życia - informacje dotyczące wycieczki, sprzętu i przede wszystkim
techniki połowu suma.
A zaczęło się tak...
01.06.2007: po dłuższym oczekiwaniu, przygotowaniach i nadziejach nadszedł dzień wyjazdu. Wyjeżdżaliśmy z Paryża wieczorem, by na miejsce dotrzeć rankiem. GPS wskazał 1200 km. Podczas drogi pogoda nas niestety nie rozpieszczała. Prawie cala drogę padał deszcz, jednak gdy już w Hiszpanii zaczynało świtać, byliśmy pewni, że to będzie ciepły, słoneczny dzień.
Po przybyciu na miejsce udaliśmy się do Billa, właściciela domku, w którym mieliśmy zakwaterowanie.
Bill okazał się człowiekiem bardzo sympatycznym, otwartym i przyjacielskim. Opowiadał nam o swoich klientach, rybach, które złowili, ich niepowodzeniach i dawał nam szczere porady - jak pobić rekordy! Klienci, którzy byli u niego tydzień przed nami
złowili 25 sumów, z czego 9 dużych, powyżej 40 kg - serca od razu zaczynały bić nam szybciej... Domki, w których mieszkaliśmy cały tydzień były super: czyste i zadbane, ogródek z fontanną, grille, wędzarnia - full opcja (nawet zimne piwko codziennie dowożone do lodówki w cenie 1 euro za trzy małe puszki). Instalujemy się więc w domku. Po niedługim czasie wybieramy się z Billem do przystani z łodziami i tu niespodzianka! Woda jest mętna, stan podniesiony o ok. 2-2,5 m. Minki nam się trochę zmieniły - to nie wróżyło sukcesów...
Bill tłumaczył nam, jak obsługiwać łódź i
echosondę, w którą łódka była wyposażona. Przepłynął się z nami kawałek, wróciliśmy i pozostawił nas samych. Zmęczeni podróżą postanowiliśmy nie łowić w pierwszy dzień - popływamy tylko po zbiorniku w poszukiwaniu jakiejś dogodnej miejscówki i czas na odpoczynek.
Jak to jednak przystało na prawdziwego wędkarza pomysł się zmienił. Widząc tę wodę, która aż kotłuje się od ryb, przeszły nam wszystkie dolegliwości. Popłynęliśmy więc do domku, kawka na wzmocnienie, do łodzi i na wypatrzone miejsce. Nastawiliśmy się bardziej na karpie, więc rozłożyliśmy rod pody, zmontowaliśmy
zestawy sumowe i do wody.
Łowiliśmy na pellet średnicy 14 mm i kukurydzę. Niedługo musieliśmy czekać na odgłos sygnalizatora, tylko z powody tego, iż był on ściszony. Myśleliśmy, że to ktoś w oddali ma odjazd i to niezły! Nagle Krzysiek krzyczy: " to chyba mój!!!". Niestety na zacięcie było już za późno. Zwija sprzęt i niedowierzamy własnym oczom - rozgięty hak - zestaw na kukurydzę okazał się za lekki! Zmieniamy więc haki na mocniejsze - kute.
Po pierwszej przygodzie zgłodnieliśmy, wybrałem się więc z Krzyśkiem do domku ( 5 min. drogi), Michała zostawiliśmy z krótkofalówką, aby pilnował wędek. W drodze powrotnej biegliśmy, słysząc jego krzyk. Gdy dotarliśmy na miejsce, karp leżał już w podbieraku, a wędka, na którą się złapał, złamana była na dwie części. Wielki sazan ok. 10 kg wszedł przy brzegu w zatopione krzaki, ale nasza radość pozwoliła zapomnieć o małym nieszczęściu.
Podsumowując pierwszy dzień połowów: mamy na koncie po jednym karpiu każdy i idziemy na zasłużony odpoczynek. Trzeba było przecież zebrać siły na następny dzień poszukiwania
wielkiego suma.
Wieczorem w domku pojawia się Bill, przywożąc nam paczkę mrożonych kalmarów z pytaniem, czy chcemy? 8 euro za 1,50 kg - zdecydowaliśmy się wypróbować.
Następnego dnia (niedziela) wstaliśmy o 5.30 rano. Kawka, mycie i na łowisko. Zabieramy ze sobą po dwie wędki sumowe i dwie karpiówki. Zabrałem ze sobą też karpia, złowionego dzień wcześniej (nocował w fontannie). Ryba ok. 1,80 kg posłużyła mi za żywca.
Wywieźliśmy go w wybrane miejsce na zbiorniku, ok. 9 m głębokości i kontrolowaliśmy dno w poszukiwaniu sumów posługując się
echosondą. Są!!! Czekam na rybę życia!!!
Krzysiek i Michał założyli na swoje sumówki kalmary i wyrzucili zestawy z brzegu. Zanęciliśmy też miejsca pelletem i zarzuciliśmy
wędki karpiowe.
Na brania karpi nie trzeba było długo czekać. Złowiliśmy ich kilka sztuk 4-10 kg. Strasznie silne są sazany w zbiorniku Caspe. Na karpiówkach mieliśmy plecionki 0,25 mm, wytrzymałość 20 kg i mimo tego nie szło nam z karpiami za szybko.
Pogoda nam dopisywała, popołudniowe słonko dawało nieźle popalić, siedzieliśmy więc w cieniu parasoli, popijając chłodne piwko.
Cisza ogarnia okolice, aż tu nagle - jest! Branie na kalmary. Michał zacina i oto "mamy Cię" -
pierwszy sum z Caspe. Niewielki - ok. 9-11 kg.
Tego dnia Michał złapał ich najwięcej - jeszcze cztery. Pomyśleliśmy: skoro biorą te mniejsze, weźmie w końcu i większy! Zadzwoniłem więc do Billa z prośbą, by przywiózł jeszcze cztery opakowania kalmarów. Wykorzystałem sytuację, gdy przywiózł nam przynętę, by zapytać go, jaką techniką on na to łowi. Wytłumaczył nam, że zazwyczaj zakłada dwie, trzy sztuki z gruntu na kotwicę i wywozi zestaw ok. 100 m. Do tego zanęca miejsce dwoma garściami
pelletu sumowego, dodając jeszcze pokrojone na drobne kawałki kalmary. Nie myśleliśmy za długo - jutro wypróbujemy system!
Kolejny dzień, stosujemy się do rad Billa. Stawiamy
bojkę na suma, nęcimy cały pas, wywozimy zestawy i po dwie garście pelletu mieszanego z kalmarami. Zarzucamy również karpiówki i jak dzień wcześniej łowimy piękne sazany ok. 7,50 kg, ciągle jednak czekając na wielkiego suma... Brzęk sygnalizatora przerywa ciszę i skupienie: tym razem Krzysiek ma branie na sumówkę, zacina i jest! Od razu widać, że jest to kawał ryby, pięknie walczy. Po ok. 10 min. holu podbieram go. Zadowolenie jest ogromne, cieszymy się jak dzieci. Każdy z nas widzi tak wielką rybę pierwszy raz w życiu. Po wypięciu miarka pokazuje równe 1,90 m, a waga 42 kg; obowiązkowa sesja zdjęciowa i ryba odzyskuje wolność. Teraz należy nam się po chłodnym piwku, słuchając wrażeń Krzyśka z holu.
W ten dzień dał się złapać jeszcze jeden
duży sum, a szczęśliwym łowcą był też Krzysiek. Drugi olbrzym miał 1,91 m i 43 kg. Cóż - ja i Michał mamy tylko przedsmak prawdziwych wrażeń...
Kolejny dzień zaczęliśmy podobnie. Wywieźliśmy zestawy, zanętę i czekaliśmy. Woda zaczęła się oczyszczać, a jej stan spadał jakieś 15 cm na dobę. Tym razem ciszę przerwały pluski w pobliskich krzakach. Bierzemy kamerę, aparat i idziemy w tym kierunku. Widok niesamowity: w wodzie po kostki wycierające się sazany. Ich garby wystawały nad lustro wody, a między nimi dwa ok. 1 m sumy - piękny widok.
Upał tego dnia dawał się we znaki. Ustał wiatr, w słońcu ok. 45°C. Siedzieliśmy więc w wodzie pod parasolami. Tym razem spokój przerywa odgłos mojego
sygnalizatora. Zapomniałem dokręcić hamulec, robi się niezłe zamotanie. Sum strzela z ogona i nie ma go !!! Rozplątujemy zestawy we trzech i nagle czuję, że coś delikatnie podszarpuje. Dokręcam hamulec, docinam i mam! Po ok. 5 min. sum ląduje na brzegu. Waga wskazuje 23 kg, na oko jakieś 1,4-1,5 m. Jestem dumny -
złowiłem największą rybę w życiu!!!
Szczęście, że udało się odplątać, a ryba stała grzecznie w miejscu. Na Michała też przyszedł czas i to jaki! Cztery sumy w jeden dzień: 1,95 m/ 55 kg, 1,91 m/ 35 kg, 1,71 m/ 42 kg i malutki ok. 4 kg.
Krzysiek i Michał mieli sporego pecha na początku wyprawy. Krzyś złamał dwie wędki i uszkodził przelotkę w
wędce sumowej. Michał zaś miał do przejechania 500 m do domku, a jeździł jakieś 3 h (autem), uratowała go krótkofalówka. Przygody tego typu wynagrodziły im się w rybach. Nie miałem takich przejść, ale za to nie miałem też szczęścia do wielkich ryb. Nie złowiłem
największego suma, brakowało tej dawki adrenaliny, choć mimo to każda ryba mnie cieszyła.
Zwłaszcza jeden hol Krzyśka oglądaliśmy z oczami jak 5 złotówki. Hamulec dokręcony na maxa, a on musiał podtrzymywać szpulę ręką i mimo to nie dawał rady; szpula kołowrotka parzyła go w palce, łożyska trzeszczały - byliśmy pewni, że to kolos!
Ponadto ryba dwa razy próbowała wciągnąć Krzysia do wody. Był to najdłuższy hol, trwał ok. 15 min. i w dodatku, ku naszemu zdziwieniu, sum nie był aż taki duży. Miał 1,90 m i 45 kg wagi, a siła jego była ogromna! Sam również miałem okazję się o tym przekonać - nie każdy sum walczy tak samo - mnie ciągnął do wody 20 kg. Byłem boso, rozciąłem stopę na kamieniach. Michał też skakał do wody ze stromego, około 1 metrowego brzegu. Te ryby podczas holu dają z siebie wszystko!
Nadszedł ostatni dzień naszej przygody. Ciągle miałem głód zmierzenia się z dużą rybą... Nadszedł i mój dzień. Piękny, płynny odjazd, zacięcie i mam to, czego chciałem: 1,74 m i 34 kg wagi - wreszcie mam radochę.
Podsumowując, wszystkie ryby złowiliśmy między 8 h-19 h, bardzo dużo brań było w samo południe przy największym upale. Z rana było ich niewiele, przeważnie brały karpie (powodzenie u nich przez cały dzień). Wieczorami 19 h-24 h nie mieliśmy też żadnych
sukcesów sumowych, mimo tego, że sum to ryba nocna, ale widać, że co kraj, to obyczaj!!! Mieliśmy również sporo pustych brań. Pomimo to jesteśmy bardzo zadowoleni z tej wyprawy, a nasze marzenia spełniły się w 100%.
Całkowity koszt wyprawy, bez dojazdu, czyli domek, łódź + paliwo, licencje wędkarskie i ubezpieczenie to 315 euro od osoby. Mogę jedynie dodać, że taka wyprawa i takie przeżycia warte są każdych pieniędzy. Przez sześć dni przygody na Caspe udało się złowić 748 kg ryb, z czego
30 sumów - w tym 14 dużych, 15 karpi i jednego
sandacza. Moim zdaniem niezły wynik!
Za rok na pewno tam wracamy. Do tego czasu musimy żyć wspomnieniami, ale za to jakimi! Caspe jest rajem dla wędkarzy i każdemu, kto chce przeżyć wyprawę życia - szczerze go polecam!
Pozdrawiam wszystkich Patryk
Zapraszam do obejrzenia zdjęć z wyprawy oraz komentowania w temacie na forum TU: Rekordowe Sumy Hiszpanii
Przygotował Paco
dnia 22 czerwca 2012 17:25
Klimat fajny ale i tak Rodan lepszy
Większe wyzwanie
dnia 14 marca 2013 18:28
Fajna przygoda Relacja gdzieś mi umknęła