Jaś i Małgosia | Forum wędkarskie


Portal ludzi z pasją tworzony przez ludzi z pasją

Niekoniecznie trzeba być bogiem, by mieć wyznawców. -Witold Gombrowicz


Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Ostatnie Fotki

Sumik 131cm
Sum ok. 30kg
Sum ok. 30kg
Nowy popychacz pontonowy ;o)
Sumy na woblery Sowa
Dwa razy 2m+ na Sowę
Rekordowy sandacz na Woblera Sowa
Nasza moc w polaczeniu z Woblerami Sowa

Na forum na skróty

Wynajmę łódkę w Paryżu w celach wędkarskich i turystycznych

Wynajmę łódkę w Paryżu w celach wędkarskich i turystycznych Wynajmę łódkę w Paryżu w celach wędkarskich i turystycznych
Kliknij w obrazek żeby zobaczyć szczegóły

Witamy na stronie poświęconej rekinowi słodkowodnemu ;)

Na tym forum dowiecie się jak złowić suma, jaki potrzebujecie sprzęt do tego celu, jakich metod najlepiej użyć do łowienia tej ryby, a także zobaczycie duże sumy łowione przez naszych użytkowników, rekordowe sumy w Polsce i na świecie i wiele innych informacji dotyczących Suma Europejskiego i nie tylko. Zapraszamy wszystkich do zarejestrowania się i aktywności na Naszym Portalu.

Zobacz temat

/ RELACJE Z WYPRAW WĘDKARSKICH, PORADNIKI WĘDKARSKIE / Opowiadania wędkarskie
Kto jeszcze czyta ten temat? 1 gość(ci)
 
Jaś i Małgosia

Zbigniew Kapustynski

Offline

Jak przystało na morską opowieść, pozwolicie, że na ten krótki moment zamienię się w wilka morskiego.
forumsumowe.pl/h/fshzw_2014_04_08_181650_1bc2a.jpg
Wszystko zaczęło się w maju 2012 roku. Przeglądałem internet i wpadło mi w oko ogłoszenie, że zwolniło się miejsce w wycieczce wędkarskiej na Hitrę do Norwegii. Miałem już wtedy zaliczone kilkanaście razy połowy z kutra na Bałtyku. Nigdy jednak, nie udało mi się złowić dorsza powyżej 3 kg.
Zawsze mówiłem sobie, że kiedyś pojadę do Norwegii i tam sobie poprawię moje morskie rekordy.
Zadzwoniłem więc do organizatora( macie go tu w pasku po prawej stronie) i zapytałem czy aktualny wyjazd. Odpowiedział mi, że tak, no i zaczęło się. Nie wiem jak to nazwać, amok, zauroczenie, głupota, w każdym bądź razie po zarezerwowaniu miejsca, w ciągu 2 godzin, wziąłem z banku kredyt pod wyjazd,(byłem wtedy na oparach finansowych) wysłałem przelew i mogłem się szykować.
Wyjazd był w lipcu i był czas na skontaktowanie się z osobami, z którymi miałem wspólnie mieszkać i łowić. Przedstawiłem się im w emailu, że jestem żółtodziobem i chętnie wysłucham podpowiedzi, co zabrać do połowów (sprzęt, przynęty i ubiór) .
Bodzio(utrzymuję z nim kontakt do tej pory) został moim mentorem i w sposób fachowy podpowiedział mi, co mam kupić, żeby na darmo nie wydać pieniędzy.
Zaczeła się korespondencja pomiędzy nami. Wyglądało to mniej więcej tak, że Bodzio podawał mi konkretne linki do sklepów a ja drapiąc się po głowie, skąd zdobyć jeszcze dodatkową kasę, zamawiałem wszystko, tylko ilości zmiejszałem czterokrotnie.
Jakoś w końcu, to co mi sugerował, udało mi się zgromadzić i nie doprowadziło mnie to do całkowitego bankructwa. Mogę się nawet pochwalić, że dużo z przynęt mi jeszcze zostało.
Jak widzicie, trafiłem do kolegów, którzy byli tam już kilkanaście razy i ich doświadczenie bardzo mi pomogło na starcie z tą przygodą.Więc mogę powiedzieć, że Neptun po raz pierwszy czuwał nade mną .
W końcu nadszedł moment wyjazdu. Lipcowa piękna pogoda, cieplutko, ładny okręt, ładne stewardesy, trudno narzekać.
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5622_4a072.jpg
Tu od razu uwaga praktyczna. Należy zawsze brać kabinę na promie. Ja wykupiłem tylko z powrotem i jadąc w kierunku Szwecji musiałem się szwędać po pokładzie.
Przejazd, szczególnie przez teren Norwegii pełen wrażeń. Widoki nie do zapomnienia.
Zdjęć nie będzie, bo z autobusu przez szybę słabo wyszły. Powiem tylko, że spać się nie chciało. Jak jechaliśmy koło jednej rzeki, to widać było jak jeden z wędkarzy coś przyciął.
Może to też była jego ryba życia, bo wędka wygięta była ładnie.
Te wąwozy, fiordy, po prostu jak się komuś trafi tam wyjazd, niech się nawet nie zastanawia.
Po dwóch dniach dojechaliśmy autokarem w końcu na miejsce.
Szybko rozpakowaliśmy się w domkach. Porobiliśmy zestawy. I jeszcze tego samego dnia, niektóre osady wypłynęły. Nasza ekipa oczywiście wypłynęła. Były pierwsze brania i pierwsze ryby. Tam nie zachodziło słońce i pamiętam, że jak zaczeliśmy gadać w pierwszy dzień i próbować świeżych rybek i polskich napitków, to gdy postanowiliśmy się w końcu położyć, nie zrobiliśmy tego, bo już była 6 rano a ustaliliśmy, że zawsze wypływamy o godzinie 8.

Zaczęły się regularne połowy. Po każdym powrocie z wędkowania, oczywiście trzeba było jeszcze sprawić ryby, które przeznaczyliśmy do zabrania lub zjedzenia. Dopiero potem obiadek, żywczyk z sokiem malinowym lub jak ktoś palił, cygarko dla smaku.
Gdzieś tak w połowie pobytu, (7 dniowy) nadszedł ten mój dzień. Wypłynęliśmy jak zwykle w czwórkę. Kapitanem okrętu był przez cały pobyt Bodzio.(Tutaj Neptun drugi raz okazał mi swoją łaskę.)
Tak rozsądnego i mądrego, ze świecą nie znajdziesz.
Kapitan Bodzio i jego załoga.
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5629_7f43c.jpg
Ja jako żółtodziób siedziałem oczywiście na dziobie.
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5631_933ea.jpg
Ponieważ naszej ekipie dość dobrze szło w połowach, zawsze mieliśmy jakiś chętnych do wspólnych łowów. Zgodnie z dewizą, że moich ryb nikt nie złowi, nie przeszkadzało nam to, o ile nie przekroczą jakiś reguł bezpieczeństwa.
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5635_2b7b0.jpg
A i tak po jakimś czasie, łódki się rozjeżdżają.
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5639_a0c62.jpg
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5638_3222e.jpg
Teraz mała dygresja. Łowię na takim jeziorze, gdzie mieszka nieopodal orzeł bielik. Nazwałem go Wróżba. A dlaczego ? A bo jak go zobaczę rano, jak wypływam na jezioro, to jeszcze nigdy ten dzień wędkarsko mnie nie zawiódł.
Wracam do relacji.
Najpierw pojechaliśmy połowić makrelę. Tutaj przydatna i nieodzowna jest echosonda. Bez niej i wiedzy nabytej poprzez doświadczenie (Kapitan Bodzio miał) raczej się makreli nie złowi. Chyba tylko przypadkiem.Łowi się na wędki delikatniejsze, na zestawy z przywieszkami, podobnymi do takich jak się łowi na Bałtyku śledzie. Łowi się z toni, nie opuszczamy do dna. Tutaj głębokość łowienia podpowiada odczyt na echo.

Mieliśmy w planie łowić z głębokości 130 metrów molwy na systemik z mięsem. No i właśnie krojona makrela nadaje się do tego idealnie.
Połów makreli.
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5643_0b431.jpg
Gdy dopływaliśmy do łowiska z molwami, nagle zobaczyłem Wróżbę na skałach.
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5677_af866.jpg
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5679_cc549.jpg
Już wiedziałem, że to będzie mój dzień. Nie wiedziałem tylko co mi Neptun podeśle ze swoich poddanych.
Najpierw podesłał mi wścibską mewę, która opierniczyła mi resztę konserwy, która mi przypadkowo wpadła do wody. Miała mewa szczęście, że konserwa nie zatonęła.
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5655_9ed93.jpg
Ale i do mnie szczęście się zaraz uśmiechnęło. Złowiłem moją rekordową molwę 4 kg.
Połów molw u nas wyglądał tak, że w dryfie opuszczało się zestawy (podobne do pater noster, wykonane z nierdzewnego drutu) z jednej strony drutu przymocowana jest mocna duża kotwica, na której założony jest kawałek makreli, zaś z drugiej strony ciężarek (300g, 500g,700g). Wagę cieżarka dobiera się w zależności od prędkości dryfowania i głębokości łowiska. Tu od razu podpowiem, że trzeba mieć do tego bardzo pojemny multiplikator z dużym przełożeniem. Jest co pokręcić jak się łowi na głębokości 130-150 metrów. Przy silnym dryfie, może czasem brakować linki.
Przy tej metodzie rączki bolą.
Koniec o molwie, nie ona jest jednak bohaterką tego opowiadania.
Gdy Kapitan Bodzio uznał, że molwy słabo biorą, zabrał nas na łowy czarniaków .
Głębokość tylko 30-40 metrów. Ja z całej czwórki nie łowiłem czarniaków, tylko założyłem cięższego pilkera i łowiłem pod stadem czarniaków. Trafiłem kilka dorszy od 2 do 4 kilo.
Kręciliśmy się tak w dryfach, ja w pewnym momencie, lekko spompowany połowem molw, zmieniłem wędkę na lżejszą z mniejszym multiplikatorem i pilkera na trochę lżejszego i w innym kolorze. Teraz opuszczałem swojego pilkera, modląc się, żeby mi te nieduże czarniaki nie brały, bo liczyłem, że pod nimi, może czają się te większe ryby. Plecionkę miałem cieńszą , to i pilker szybciej spadał. Jak już pilker mijał ławicę czarniaków, to w uszach prawie słyszałem tę melodię z filmu Szczęki. Cały się napinałem, żeby w jednej chwili przyciąć i nie zepsuć brania. Miałem mocne przeczucie.
Ta zamiana wędki, była chyba podpowiedzią Neptuna. Nie wiedziałem jeszcze o tym, ale dużymi krokami nadchodziła dla mnie godzina zero.
Wszystko co teraz opiszę zdarzyło się w ciągu 20 minut.
Wędka spinning 260 cm, cw 60 g , mały multiplikator , plecionka 0.17 mm, ten jeden jedyny pilker o tym kolorze, opuszczenie do dna, próba podniesienia do góry i cholera zaczep. Wkurzony, bo to był ostatni pilker o tym kolorze (dla osób co nie łowią w morzu , wędkarz traci dużo przynęt na zaczepach) już się chciałem z nim żegnać, gdy nagle czuję, że on jednak chce do mnie wrócić , wędka zaczęła ładnie pracować i po chwili Małgosia 9,08 kg(tak ją później nazwali koledzy) trafiła do łódki.
forumsumowe.pl/h/fshzw_hpim5669_df255.jpg
Były gratulacje, zdjęcia, przybijanie piątek. Rundka wiśnióweczki dla załogi (bez Kapitana Bodzia)
Ja z tych wrażeń aż kurtkę zdjąłem. Po parominutowej przerwie, wziąłem wędkę z powrotem do ręki , zarzuciłem tego odzyskanego pilkera i jeszcze nie opadł całkiem na dno a już Jasio 10,98 kg(tak go nazwali) w niego przypierniczył i za jakiś czas był w łodzi.
forumsumowe.pl/h/fshzw_dorsz_10_92_c3eeb.jpg
Powiem tak Wróżba i Neptun, bogato mnie w ten dzień obdarowali.
Do końca połowu (jeszcze jakieś 1,5 godziny) nie zarzuciłem już ani raz wędki. Bałem się, że jak bym jeszcze coś podobnego złowił, to mogli by mnie koledzy zostawić na któreś z wysp a jest ich tam sporo. Gęba za to, musiała mi się uśmiechać przez cały powrót do bazy. A podejrzewam, że jak spałem w łóżeczku, to chyba też.
Po powrocie z rekordowego rejsu, kolega rzucił hasło, żeby zrobić zupę rybną. Ponieważ nie brakowało nam różnych gatunków ryb a do tego mieliśmy przemycone z Polski warzywa i ziemniaki(w Norwegii wprowadzono całkowity zakaz wwożenia ziemniaków i warzyw) poszatkowaliśmy wspólnie w trójkę, (bo niestety, czwarty kolega, się w ten wieczór z nami pochapał) to co trzeba i do garnka.
Wybraliśmy największy garnek jaki był dostępny (miał chyba z piętnaście litrów pojemności) do tego dodaliśmy po sporym kawałku dorsza, czarniaka, molwy, brosmy i chyba rdzawca. Na koniec, do tego wszystkiego trafiła głowa największego dorsza i zaczęło się to warzyć.
My spokojnie w tym czasie mogliśmy czekając na zupę, obgadać ten dzień pełen przygód, wypić żywczyka ( przemycony) z sokiem malinowym i wiśnióweczkę(też przemyconą).
Nasz 4 kolega ruszył w tym czasie (bardzo obrażony na nas - bez powodu) w rajd po pozostałych domkach. Skończyło się to dla niego niestety bardzo nieciekawie, gdyż tak mocno zalewał robaka, że rano o godzinie 8, mimo, że w trójkę go próbowaliśmy obudzić, nic z tego nie wyszło.
W związku z tym, nie wypłynął na połowy w tym dniu, ale jak się później okazało, spędził na ośrodku ten dzień bardzo pracowicie.
Jak się zupka już ugotowała, każdy wpitolił po dużej misce, nie opiszę Wam smaku , bo to trzeba było tam przeżyć. Później, na deser Janusz wyjął tę głowę największego dorsza na dużą tacę i zaczął wybierać z niej najlepsze kąski, dzieląc się oczywiście z nami. Musicie wiedzieć, że mięso z policzków dorsza jest rewelacyjne, coś jak polędwica z czworonogów. Gdy już myślałem, że już wszystko zjedliśmy z tego co się nadawało do zjedzenia, widzę ,że jednak Janusz dalej miętoli ten dorszowy czerep i nawet się go zapytałem z ironią czy przypadkiem nie szuka jakiegoś skarbu. Na to on z pełną powagą mi odpowiada, że i owszem szuka perły. No to ja mu mówię, że jak on znajdzie perłę, to ja na plecach zatargam go rano do łodzi. I szkoda, że przed powiedzeniem tego, mi jęzor nie skołowaciał, gdyż ja nie wiedziałem o tym, że dorsz ma coś takiego o perłowym kolorze, taką kuleczkę w środku głowy i można po ilościach słoi poznać wiek ryby, podobnie jak to jest w przypadku drzew. Gdzieś tak po pięciu minutach, skubaniec wygrzebał tymi swoimi wrednymi paluchami tę perłę i jak ją wypłukał w zlewie pod bieżącą wodą i przyniósł kładąc mi na stół, to tak jakbym przeczytał na siebie wyrok.
Nienawidziłem wtedy Gada jak cholera. A rano dymałem 120 metrów z nim na plecach.
Następny dzień wędkarsko był dla mnie normalny ( jakieś dorsze, ze dwa plamiaki) za to był to dzień Kapitana Bodzia. Złowił na zestaw z mięsem makreli, jedynego halibuta, jaki trafił się nam w czasie naszego całego pobytu. Ważył około 8 kg, więc kolosem nie był, ale frajda była duża. Dał popalić, to można sobie wyobrazić, jak ciężko jest wytargać, takiego co waży kilkadziesiąt kilogramów.
Ogólnie ten dzień, można było podsumować jako udany. Ale prawdziwa przygoda, czekała na nas w obozie. Jak już swoje skrzyneczki z rybami zanieśliśmy do miejsca ,gdzie się sprawia złowione ryby , poszliśmy w kierunku naszego domku, żeby się przebrać do czyszczenia w odpowiedni strój roboczy i wypić chociaż po jednym browarku.
Że nie wspomnę, jak ostrzyliśmy sobie zęby na zupkę rybną , której cały garnek czekał na nas.
Gdy zbliżaliśmy się do domku, na dużym drewnianym stole, stał nasz gar zupy, niestety puściutki, a wkoło było pełno pustych puszek po piwie. Gały wyszły nam z orbit. Gdy weszliśmy do domku, widok był podobny a lodówka mocno przebrana. Sprawca, tych nie zamierzonych przez nas zmian , leżał nieprzytomny z upojenia na łóżku. Za pół godziny wiedzieliśmy już w szczegółach co się wydarzyło.
Otóż nasz lokator wyprawił, chyba nam na złość, dla połowy obozu przyjęcie, z tym, że serwował rzeczy, które do niego nie należały. Do tej pory dziwię się, że on to przeżył i nic mu nie obcięliśmy z zemsty. To była, jak widzicie, też mocna przygoda.
Ja wiem, że jak na Norwegię Jasio 10.98 nie zwala z nóg. Dla mnie jest on jednak rybą życia, bo z jego powodu, nie zapomnę tego dnia do końca życia. Ponadto jest on wpleciony w historię poznania przeze mnie Kapitana Bodzia.Zawsze jak się z nim spotkam, będziemy mieli co powspominać.
Tak się kończy moja wersja opowiadania o Jasiu i Małgosi.
Opowieść tę, dedykuję mojemu przyjacielowi Kapitanowi Bodziowi.
Zgłaszam do konkursu ,,Moja ryba życia"
Pozdrawiam Zibibinio Usmiech
 

Janusz Golebiewski

Offline

Extra historia Usmiech Pogratulować Jasia i Małgosi Haha
 

Artur Betcher

Offline

Czytałem. Dobrze napisane i jak dla mnie to jest to absolutne minimum jeśli chodzi o wymagany tekst.
Akceptuje a jeśli Zbyszek znajdzie jeszcze czas żeby tekstu nieco "doprodukować" to było by miło bo zaraz znajdzie się ktoś, kto stwierdzi że "mam tylko kilka zdań mniej niż Zbyszek więc dlaczego nie?" i tak dojdziemy znów do kilkunastu zdań Usmiech Proszę też marki sprzętu zastąpić ich parametrami gdyż nie ma być tu absolutnie żadnej reklamy sprzętu zgodnie z regulaminem konkursu.

Jeśli chodzi o koncepcję to fajna i właśnie tego oczekuję. Nietypowa, ciekawa historia jednej wyprawy bez gloryfikacji własnych osiągnięć. Brawo więc, jak dla mnie bomba.
Metoda na suma
Kołowrotek sumowy
Wędka na suma

Na pytania odnośnie sprzętu i wszystkie inne związane z poławianiem suma odpowiadam TYLKO NA FORUM
 

Filipka

Offline

Powodzenia ZbyszekUsmiech Ładne rybki
 

Zbigniew Kapustynski

Offline

Dodałem jeszcze jeden wątek. Zapraszam kolegów do czytania.Haha
Pozdrawiam Zibibinio Usmiech
 

Artur Betcher

Offline

Materiał również opublikowany na newsa.
Metoda na suma
Kołowrotek sumowy
Wędka na suma

Na pytania odnośnie sprzętu i wszystkie inne związane z poławianiem suma odpowiadam TYLKO NA FORUM
 

Leszek P

Offline

Zibi, Ty nie tylko potrafisz łowić ryby, ale także świetnie opisywać zdarzenia, co daje nutę przygody także czytelnikowi.
Gratuluję zarówno norweskiej przygody, jak i opowiadania. Graty
 
Do góry
Przejdź do forum:

Hosting zdjęć wędkarskich

Wędkarski hosting zdjęć
Wygenerowano w sekund: 1.67
51,509,981 unikalne wizyty